Okazuje się, że "te nowe" to herbatki owocowe aromatyzowane, stare w nieco mniej kolorowych opakowaniach zdaje się, że były herbatami czarnymi aromatyzowanymi. Odwracam pudełko, czytam skład a tam na pierwszym miejscu mój "ukochany" hibiskus i to jeśli przyjąć dobrą zasadę wymieniania składników wg ilości jest go więcej niż drugiej na liście skórki grejpfruta (18%).
Oprócz tego za smak odpowiadają jabłko, skórka pomarańczy, liść jeżyny, trawa cytrynowa, skórka cytryny i męta. Liści herbacianych brak.
Kartonowe opakowanie, z wygodnym otwarciem wypełnione jest dwudziestoma torebkami herbaty w kształcie "piramidek", każda ma niteczkę i przyklejoną do niej maleńką etykietę. Druga strona po namoczeniu staje się kleista, trzeba uważać żeby nie wpadła do herbaty bo to coś jakby klej może spłynąć nam do napoju.
W zapachu przez woń hibiskusa przebijają delikatne zapachy cytrusowe, ale jak dla mnie jest ich trochę za mało. Lubię jak herbata cytrusowa porządnie pachnie skórką pomarańczy czy grapefruita.
W smaku herbata jest mocno kwaskowa, jej baza trochę mało cytrusowa. Posmaki skórki grejpfrutowej pojawiają się dopiero gdzieś w tle w postaci leciutkiej goryczy, która zostaje w ustach przez dwie sekundy po przełknięciu herbaty.